🧧 Dziecko Tu Jest Twoja Parafia
W tym miejscu inicjatywę przejmuje Jezus, który, podobnie jak do Jaira, mówi: nie bój się, wierz tylko! Mówi do mnie przez przyjaciela, spowiednika lub wprost na modlitwie. Jair uwierzył, choć nie wiedział, co planuje Nauczyciel. Może był gotowy nawet na to, że Jezus idzie tylko płakać i lamentować, ale oddał się zupełnie w
metrykę chrztu św. z adnotacją: „do ślubu kościelnego” o ile chrzest miał miejsce w innej parafii. Taka metryka jest ważna tylko 6 miesięcy od daty jej wydania. Nie wolno więc jej zagubić! Wydaje się ją osobiście lub rodzicom. Nie posyła się jej listownie. W razie zaginięcia duplikatu się nie wydaje.
Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 stycznia 1997 r. w sprawie warunków, jakie muszą spełniać organizatorzy wypoczynku dla dzieci i młodzieży szkolnej, a także zasad jego organizowania i nadzorowania (Dz. U. Nr 12, poz. 67, z późn. zm.) pocztą elektroniczną pod adresem mc@mc.gov.pl, za pomocą formularza
Przychodzi facet do spowiedzi i mówi, że zgwałcił nieletnią. Ksiądz wyrozumiale: - Pewnie ona Ciebie, mój synu, sprowokowała - Tak, proszę księdza. - Odmów dziesięć zdrowasiek i masz
Dyrektor czyta opinię z poprzedniego przedsiębiorstwa wystawioną w kategorii: Kawały o szefie, Śmieszne dowcipy o pracy, Kawały o homoseksualistach, Żarty o pracownikach. Przychodzi facet do sklepu i pyta: - Czy jest cukier w kostkach? - Nie. - To poproszę jakąś inną tanią bombonierkę dla teściowej.
Jest Jeden Bóg. Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza a złe karze. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Dusza ludzka jest nieśmiertelna. Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna.
See more of Rzymskokatolicka Parafia Matki Boskiej Bolesnej w Łodzi on Facebook. Log In. or. Create new account. Jaka jest Twoja wiara? | o. Grzegorz Szczygieł
Kiedy twoja złość krzywdzi dziecko” to książka, której autorami jest zespół psychologów. Ich zamierzeniem było przekazać rodzicom praktyczne wskazówki, by mogli oni krok po kroku uwolnić się od destrukcyjnego wpływu gniewu i zamienić go na pełen szacunku dialog.
Fredry.pl - "Najświętszy Zbawiciel" - Twoja parafia w sercu Poznania, Poznań. 619 likes · 475 were here. Parafia w SERCU POZNANIU
t8Fw1. Kiedy straciliśmy nasze maleństwo w zaledwie 9 tygodniu ciąży, chcieliśmy uczcić jego życie pogrzebem, wiedząc, że jego dusza żyje z Bogiem na wieczność.„Przykro mi, ale nie widzę bicia serca…” Te słowa spadły na mnie jak wiadro zimnej wody. To niemożliwe. Nie mogłam uwierzyć, że nasz syn, dobrze widoczny na tym monitorze w sali USG, już nas zapytałam lekarza: „Czy na pewno?” Powiedział mi, że tak, i wyjaśnił też, że to nie moja wina. „Prawdopodobnie wystąpiła wada chromosomalna” – się. „Ale jak dawno to się stało?” Zapytałam.„Około dwóch tygodni… Wiem, że to boli. To tak, jakbyś opłakiwała śmierć” – powiedział lekarz.„Oczywiście, co innego mogłoby to być?” Chciałam odpowiedzieć, ale byłam zbyt zdenerwowana usłyszeniem takiej dziecko, nasze trzecie, pojawiło się trochę niespodziewanie. Nasza dwójka była jeszcze bardzo mała, ale poważnie potraktowaliśmy obietnicę złożoną w dniu naszego ślubu, kiedy ksiądz zapytał nas: „Czy jesteście gotowi przyjąć z miłością dzieci od Boga?” Prezent jest mile widziany: nie żąda się go ani nie odrzuca. Ponieważ nie mieliśmy żadnych poważnych powodów, aby odkładać ciążę, lubiliśmy być zaskoczeni przez pewnością jednak nie spodziewaliśmy się takiej niespodzianki, że On wezwie dziecko do życia tylko po to, by je nam odebrać już po dwóch miesiącach, w dziewiątym tygodniach ciąży. Płakałam przez jakiś czas; w szpitalu zachęcali mnie, żebym poświęciła trochę czasu na uspokojenie się i zadzwoniła do męża (z powodu pandemii nie pozwolono mu towarzyszyć mi w szpitalu).Rozmowa z mężem pomogła mi przesunąć wzrok z patrzenia w dół na patrzenie w górę, od niezrozumiałej śmierci do życia wiecznego. Powiedziałam mu:„Kochanie, wierzymy, że nasze dziecko istniało i nadal istnieje. Bóg już go kochał. Jest już w raju i modli się za nas. I ta śmierć musi mieć znaczenie; musimy tylko zrozumieć, czego Bóg chce teraz… ”W tym momencie bardzo wyraźnie zobaczyłam prawdę: gdyby nasz syn był kochany przez nas i przez Pana, musiałabym teraz zachowywać się tak, jak zrobiłabym to z każdym innym moim dzieckiem. Lekarz dał mi dwie możliwości: pozwolić dziecku w naturalny sposób wydalić się z organizmu lub poddać się operacji, której lekarze uznali, że lepiej unikać, jeśli to możliwe, gdyż wymagałoby to operacji ze chciałam, żeby mój syn wymknął się praktycznie bez świadomości. Zasługiwał na troskę i szacunek, aż do samego końca. „Chcę mieć operację i poprosić o pogrzeb dziecka” – powiedziałam do męża, a on natychmiast się powiedziałem lekarzowi o swojej decyzji, zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem nierozsądna. Kto poprosiłby o pogrzeb dziecka, które zmarło w łonie matki w wieku zaledwie dziewięciu tygodni? I muszę powiedzieć, że rozmawiając z personelem medycznym, byłam jeszcze bardziej zniechęcona. Pogrzeb wydawał się niemożliwy!Powiedzieli, że trzeba byłoby przeprowadzić testy na płodzie i trudno byłoby go zabrać ze szpitala, ponieważ uważano go tylko za „materiał biologiczny”. Więc początkowo zdecydowałam się na kompromis. Zgodziłam się wpuścić kapelana szpitala, aby udzielił błogosławieństwa mojemu synkowi w dniu mąż jednak się nie poddał. Nalegał, że możemy wybrać sposób pożegnania się z naszym dzieckiem, i zadzwonił do domu pogrzebowego. To przedsiębiorcy pogrzebowi powiedzieli nam, że pogrzeb jest legalnie możliwy. Sprawdzili, co trzeba zrobić, i uzyskali wszystkie niezbędne pozwolenia od gminy, okręgu zdrowia i oddziału szpitalnego. Pracowali dla nas przez 3 dni, aby nasze pragnienie mogło się spełnić (nie chcąc od nas zapłaty, poza drogocenną drewnianą skrzyneczką, w której go umieścili. Całość pogrzebu dali nam w prezencie!). Przeszłam operację i wszystko opatrznościowo poszło zgodnie z pogrzebowa odbyła się w sobotę, 13 czerwca, w rocznicę narodzin dla nieba Sługi Bożej Chiary Corbella. Wydawało nam się to pięknym zbiegiem okoliczności, biorąc pod uwagę, że jesteśmy bardzo blisko niej i jej sposobu patrzenia na mąż często mi powtarzał: „Za dużo mówisz o Chiarze; moim zdaniem Pan prędzej czy później poprosi cię o coś podobnego… ”W moim sercu pomyślałam:„ Miejmy nadzieję ”, ale potem dodałam: „ Cokolwiek chcesz, Panie, po prostu daj mi swoją łaskę ”. Mogę zaświadczyć, że temu krzyżowi nie brakowało łaski; przeciwnie! Trzymałam się Boga, tak, jak kilka innych razy w dniu pogrzebu, przed małą białą trumną naszego synka (nazywaliśmy go „Andrea”) byliśmy głęboko poruszeni. To wszystko było takie prawdziwe: miał imię i nazwisko. Miał ciało, małe jak orzech, ale przeznaczone do Zmartwychwstania ostatniego dnia, tak jak nasze. Daliśmy mu już życie! Wzruszający był widok tej białej trumny, stojącej blisko tabernakulum. Wydawało mi się ogromnym darem, że mój syn był przed Chrystusem, a nie w dni przed tym, jak odkryłam, że Andrea już nie żyje, poprosiłam Pana, aby pokazał mi, jak bardzo kocha nienarodzone dzieci. Niesamowite było to, że zdecydował się odpowiedzieć mi nie kartką Ewangelii, ze słowami świętego czy natchnieniem, ale samym życiem mojego było krótkie życie, „z wadami”, ale już absolutnie wyjątkowe, cenne i niepowtarzalne. Jeśli ja go kocham – ja, która jestem tylko osobą niedoskonałą, z wieloma ograniczeniami – o ile bardziej Bóg może go kochać? „Zobaczysz, że następnym razem będzie lepiej” – mówili mi ludzie, próbując mnie pocieszyć. Ale w jakim sensie następnym razem powinno pójść lepiej?Utrata dziecka to ogromny i głęboki ból, który nigdy cię nie opuszcza. Wiem, o czym teraz mówię. Jednak gdy żegnaliśmy się z nim, zdałam sobie sprawę, że nasze dziecko nie było porażką ani błędem natury, o którym powinniśmy zapomnieć; istniał i zawsze będzie istniał. Bóg stworzył go na GalatoloCzytaj także:Poronienie – od żałoby do ofiarowania BoguCzytaj także:Kolejna ciąża po poronieniu – czy można przestać się bać?
TEKST KAMILA I BŁAŻEJ TOBOLSCY Od bycia rodzicem nie ma wakacji. Pomimo letniej beztroski naszych dzieci, my musimy być czujni na pojawiające się w tym czasie zagrożenia. Jeśli bowiem w porę nie zareagujemy, możemy wiele stracić... Dominika w wakacje, po skończeniu pierwszego roku studiów, wybrała się na wędrówkę w Bieszczady. Tam na jednym ze szlaków spotkała ludzi, którzy sami siebie określali ekologami związanymi ze słońcem i mającymi lepszy kontakt z naturą. Zaprosili ją do swojej chaty, która stała gdzieś na bieszczadzkiej polanie. Żyli tam bez prądu, zupełnie odcięci od cywilizacji. Wrażliwą dziewczynę zafascynowała ich inność. Po powrocie do domu, w ciągu kilku dni zdecydowała się wyjechać ponownie w Bieszczady i zamieszkać z grupą ekologów. Szybko jej kontakty z bliskimi stały się oschłe i powierzchowne. Kiedy więc zaniepokojeni rodzice odnaleźli nowe miejsce pobytu córki, z przerażeniem zobaczyli oblicze „ekologii”, które oprócz kąpieli w rosie, bardziej wyróżniał panujący w chacie brud i odór. Na nic zdały się próby namówienia Dominiki do powrotu do domu i kontynuowania studiów. Nie pomogła też interwencja policji, która odkryła, że pod przykrywką życia zgodnego ze słońcem i naturą kryje się handel środkami odurzającymi. Dopiero po dwóch latach dziewczyna opuściła Bieszczady. Nie powróciła jednak na studia, a do normalności będzie zapewne wracała jeszcze całe lata. Choćby nić kontaktu... Ta historia, to tylko jedna z wielu podobnych, z którymi co roku stykają się pracownicy i wolontariusze Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach, działających w kilku miejscach w kraju. Prowadzą one działalność profilaktyczną, mającą na celu ochronę osób w różnym wieku przed manipulacją psychologiczną, doktrynalną i ideologiczną. Pomagają również ludziom uwikłanym już w sekty oraz ich rodzinom i przyjaciołom. W krakowskim oddziale ośrodka pomoc i wsparcie otrzymała także rodzina Dominiki. – Rodzice, których dzieci padły ofiarą grup stosujących psychomanipulację, powinni niestety liczyć się z tym, że droga, która jest przed nimi, będzie długa i trudna. Najpierw jednak muszą zaakceptować nową sytuację i pogodzić się z tym, że zazwyczaj – ufajmy, że przejściowo – ich dziecka nie ma w domu – zauważa Józef Rostworowski, który od 17 lat pracuje jako wolontariusz w dominikańskim ośrodku w Krakowie, pełniąc w międzyczasie funkcję małopolskiego kuratora oświaty. Podkreśla przy tym, że niezwykle ważną rzeczą jest utrzymanie choćby najdrobniejszej nici kontaktu z synem lub córką, co zawsze zwiększa szansę na udzielenie pomocy. Kiedy dziecko wraca jakieś inne Grupy psychomanipulacyjne, do których należą także różnorodne sekty, działają przez cały rok. Jednak to właśnie w czasie wakacji, kiedy młodzi ludzie mają dużo wolnego czasu, który nierzadko spędzają poza domem i kiedy są szczególnie otwarci na nawiązywanie znajomości z nowymi ludźmi, werbownicy jeszcze intensywniej zarzucają swoje sieci. – Z zasady członek grupy stosującej psychomanipulację nie podchodzi od razu do swojej ofiary, ale najpierw dokładnie ją obserwuje. Oczywiście łatwiej czynić to na przykład w miejscach publicznych, zwłaszcza tych, gdzie młodzi chętnie przebywają. Zdarza się nawet, że na miejsce werbowania wybierane są pielgrzymki religijne. Niestety młodzież pozbawiona opieki rodziny, sama nie zawsze jest w stanie dobrze ocenić zamiary innych – wyjaśnia Rostworowski, który na co dzień jest także dyrektorem Niepublicznego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli przy Centrum Jana Pawła II w Krakowie. Stąd też od wielu lat właśnie pod koniec lata osoby posługujące w dominikańskich ośrodkach spotykają się z najbardziej trudnymi przypadkami. − To wówczas najczęściej przychodzą do nas rodzice, którzy zauważają, że ich dziecko po powrocie z wakacji jest jakieś inne. Czują oni, że coś się wydarzyło, że ktoś wpłynął na sposób myślenia dziecka – mówi Józef Rostworowski, dodając, że oczywiście niekoniecznie musi to świadczyć o tym, że młody człowiek należy już do grupy psychomanipulacyjnej. Na tym etapie jego bliscy muszą szczególnie zwracać uwagę na to, jak się zachowuje, czy nie nastąpiła zmiana, np. w sposobie ubierania, odżywiania, czy nie pojawiły się jakieś całkiem nowe przyzwyczajenia i czy przy tym nie prowadzi z kimś ożywionej korespondencji. Sprawdźmy, zanim wyjedzie Musimy też zachować ostrożność, wysyłając dziecko na różne formy zorganizowanego wypoczynku. – Rodzice czy opiekunowie powinni dokładnie sprawdzić, kto wyjazd organizuje, kim są biorący w nim udział opiekunowie, jaki jest program wypoczynku i w jakim miejscu się on odbywa. Pamiętajmy, że każdą formę wypoczynku dla dzieci i młodzieży można sprawdzić w wojewódzkim Kuratorium Oświaty. Nasz niepokój powinny budzić zwłaszcza bardzo niskie koszty wyjazdu, ale też sytuacja, kiedy organizator unika odpowiedzi na nasze pytania lub gdy kontakt z nim ograniczony jest jedynie do telefonu komórkowego – przestrzega Rostworowski. Warto być czujnym, gdyż sekty nie zawsze są łatwo rozpoznawalne. Często bowiem kryją się pod nazwami kościołów, związków wyznaniowych, nowych ruchów religijnych czy stowarzyszeń. Ważne jest nie tyle to, jak dana grupa się nazywa, ale to, w jaki sposób działa, werbując nowych członków i jakie są jej prawdziwe cele. Ukryte zagrożenia Specjaliści z Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach podkreślają, że największe niebezpieczeństwo, jakie czyha na młodych ludzi, wiąże się z uzależnieniem psychicznym. Powoduje ono najczęściej odcięcie zwerbowanej osoby od swojego dotychczasowego środowiska i poddanie jej „praniu mózgu”. Wówczas taką osobą bardzo łatwo jest sterować, tym bardziej że nie zdaje ona sobie sprawy z tego, że jest od kogoś uzależniona. Wydaje jej się, że sama dobrowolnie i świadomie podejmuje wszystkie decyzje, a w rzeczywistości jest zupełnie podporządkowana przywódcom danej grupy. Taką typową grupą, która bardzo łatwo całkowicie uzależnia psychicznie jest Kościół Zjednoczeniowy Moona, działający dosyć szeroko także w Polsce. Bardzo aktywni, zwłaszcza na Pomorzu, są także członkowie destrukcyjnej grupy Hare Kriszna, przyciągającej młodych swoim strojem, śpiewem, tańcem, a także rozdawanymi za darmo posiłkami. Niebezpieczna jest również sekta używająca nazwy Bractwo Zakonne Himawanti, która ostatnio szukała swoich sympatyków i wyznawców także na portalach społecznościowych, np. na Facebooku. Wcześniej werbowała ona ludzi, oferując chociażby kursy jogi. Tego typu grupy często zresztą ukrywają się pod pozornie niewinną działalnością, taką jak nauka języków obcych czy zajęcia ze sztuk walk Wschodu. A trzeba zdawać sobie sprawę, że w naszym kraju może działać, jak się oblicza, ok. 300 sekt. Należy do nich ponad 100 tys. osób, a ich wpływom może ulegać nawet milion Polaków. By uchronić nasze dziecko przed ich zgubnym wpływem, nie wystarczy być czujnym jedynie podczas wakacji. O dobry kontakt z nim musimy bowiem dbać przez cały rok. Dominikańskie Ośrodki Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach Tu znajdziesz rzeczowe informacje i wsparcie, jeśli masz pytania lub potrzebujesz pomocy: tel. 24h: 694 480 628. Adresy poszczególnych oddziałów: Gdańsk ul. Świętojańska 72; tel. 795 516 463; e-mail: gdansk@ Kraków ul. Dominikańska 3/24; tel. 12 423 11 81; e-mail: krakow@ Poznań ul. Kościuszki 99; tel. 61 852 31 34; e-mail: poznan@ (w sierpniu ośrodek nieczynny) Warszawa ul. Dominikańska 2; tel. 22 543 99 99; e-mail: warszawa@ Wrocław ul. Nowa 4/1b; tel. 71 341 99 00; e-mail: wroclaw@ Łódź Fundacja Przeciwdziałania Uzależnieniom „Dominik” działająca przy klasztorze oo. Dominikanów ( ul. Zielona 13; tel. 42 639 28 85; e-mail: sekretariat@ Źródło: Przewodnik Katolicki
Młoda 31-letnia żona i mama sześciu synów, dzieli się na blogu „Manymum” swoją wiarą i życiem rodzinnym. Niedawno podzieliła się swoją refleksją po wyjściu z Mszy św. w sąsiedniej parafii. Jej wpis pojawił się nie tylko na blogu, ale i na jej profilu na Facebooku, wywołując spore poruszenie w komentarzach. O co chodziło? O dzieci w kościele... I brak cierpliwości ze strony społeczeństwa. Młoda mama wyjątkowo udała się na Eucharystię do sąsiedniej parafii z czwórką swoich synów, bo dwójka była na obozie harcerskim. Aby nie przeszkadzać w nowej parafii, usiedli dalej od ołtarza. W ławce obok nich siedział tylko jeden pan. „Jeszcze zanim Msza się zaczęła, Stefan chciał ściągnąć kurtkę. Ściągnęłam mu, powiesiłam na haczyk ławki. Franek zaczął ją dotykać, dwuletni Stefciu powiedział wtedy: „Franek zostaw moja kurtkę”. Zareagowałam od razu, sięgając po kurtkę, aby ją dać w inne miejsce, a w tym czasie pan powiedział do Stefana „ciiii”. W pierwszym momencie nawet pomyślałam, że chce mnie wesprzeć. Jednak dalsza część Mszy pokazała jak bardzo się myliłam. Sześciolatek i ośmiolatek stali cicho koło Marcina. Ja po jednej swojej stronie miałam dwulatka, po drugiej energicznego czterolatka. Nie krzyczeli, nie biegali, nawet nie gadali normalnym tonem” – pisze młoda matka. „Wiercili się trochę, trochę kładli na klęczniku przy ławce (ławki wysokie, przed klęcznikiem drewniana wysoka część, wiec nawet nie byli widoczni). Trochę się przytulali, trochę któryś do mnie chciał na ręce. Potem znów na dół. Generalnie standard. Nie oczekuje od dwulatka i czterolatka idealnie złożonych rączek, bo to nierealne... Szeptem odpowiadam na ciche pytania, których nie ma dużo. Czasami proszę, żeby byli ciszej, czasami biorę na kolana, żeby im pomóc się wyciszyć. Chcemy im pokazywać Eucharystię, chcemy, by wiedzieli, że Pan Bóg ich kocha i zaprasza do siebie” – dodaje. Tym razem jednak kobieta sama była nieustannie spięta, gdy obok słyszała nieustanne syczenie. „Pan syczał i uciszał ich dosłownie piętnaście razy, robiąc chyba większy hałas niż oni. Mam wrażenie, że przeszkadzali mu samym byciem w tym kościele. Na początku próbowałam ich uciszać, do pana miło uśmiechać. Jednak pod koniec Mszy, gdy pan zaczął krzyczeć na Franka (tak, krzyczeć) „bądź wreszcie cicho!”, grzecznie, acz stanowczo, powiedziałam „proszę na niego nie krzyczeć”. Pan cmokał do samego końca, a patrzył na mnie ze świętym oburzeniem. Wyszłam stamtąd ze łzami w oczach” – wyznaje trzydziestolatka. Kobieta od blisko trzynastu lat chodzi do kościoła z małymi dziećmi na Eucharystię. „Nie wyobrażam sobie przez trzynaście lat być tylko na Eucharystii „dla dzieci” lub wymieniać się z mężem, żeby dzieci do kościoła nie brać ze sobą” – pisze na profilu „Manymum”. Kobieta chce dzieciom pokazywać wiarę rodziców i samego Pana Jezusa. „W naszym kraju coraz mniej młodych chodzi do kościoła. Po dzisiejszej sytuacji coraz mniej mnie to dziwi. W sumie czego jako wierzący katolicy oczekujemy od dzieci? Żeby zniknęły? Czy żeby zamienili się nagle w dorosłych? Czy chcemy żeby kolejne pokolenia wierzyły? Czy chcemy im pokazać, że kościół jest także ich domem? Miejscem bezpiecznym, w którym czeka na nich Najlepszy Bóg? Czy chcemy ich jednak odstraszyć, albo zastraszyć? Mam dzieci raczej zdyscyplinowane. Obyte z kościołem. Nie biegające w kółko, nie jedzące w kościele, nie krzyczące (zazwyczaj). A mimo to , i ja i oni, poczuliśmy się na tej Mszy tam niechciani. A przecież dzieci mają różne charaktery, temperamenty oraz różne dni. Czasami gorsze... Czasami płaczą, czasami trudniej je uspokoić (my wtedy wychodzimy na chwile na zewnątrz, ale rozumiem, że takie sytuacje bywają!). Jestem przekonana, że rodzice tych dzieci starają się jak mogą. Nie raz stają na rzęsach, by nie przeszkadzać innych. Czy dla nich naprawdę nie ma miejsca w kościele? Mamy już społeczeństwo, którym dzieci przeszkadzają na każdym kroku. W autobusie, w pociągu, w restauracji, na plaży. Ba, czasami przeszkadzają bawiąc się na własnym podwórku... Czy my, wierzący, też chcemy się ich pozbyć? Czy nam także przeszkadzają? Pamiętajmy, że oni za jakiś czas będą nastolatkami (mój najstarszy na przykład…), a potem dorosłymi. Pytanie czy my swoim postępowaniem nie wyrzucamy ich poza nawias. Nie odrzucamy” – pisze szczerze młoda matka. Przyznaje też, że bywały takie Msze św., na których jej dzieci naprawdę nie dawały się opanować. Wówczas albo ona, albo jej mąż, wychodzili na zmianę z dziećmi na plac kościelny. „W różnych kościołach i w różnych miejscach spotykałam się wtedy z uśmiechami wysyłanymi nieśmiało, z takim delikatnym wsparciem. Czasami po Mszy nawet ktoś podchodził i mówił, że cieszy się z naszej rodziny. Że cieszy się , że chodzimy z dziećmi do kościoła. I to było niesamowite, wspierające, dające siły na kolejne Msze!” – przytacza i takie przykłady mama blogerka. „Dla mnie Eucharystia przeżywana zawsze z małym dzieckiem też jest wymagająca. Staram się uczestniczyć aktywnie, jednocześnie pilnując dzieci, trzymając rękę na pulsie. Prawdziwa wspólnota w tym wspiera…” – uważa prowadząca profil „Manymum”. Pod tym wpisem pojawiło się wiele słów wsparcia i zrozumienia. Pisali również kapłani, którzy zachęcali, aby nie odrzucać dzieci. Niektórzy apelowali do proboszczów, aby jeszcze bardziej wychodzili naprzeciwko maluczkim. Jeden jezuita napisał, że powierza na Mszy św. w Domu Rekolekcyjnym różne, proste zadania dzieciom. To skupia ich uwagę. „Liturgia mszalna jest trudna i dzieciaki bez odpowiedniego prowadzenia nie ogarniają co i po co się dzieje. Bo przecież ich „grzeczne” stanie w kościele nie gwarantuje ich spotkania z Chrystusem” – napisał jezuita. Jezus jasno mówi w Ewangelii, by nie zabraniać dzieciom przychodzić do Niego. Do takich bowiem należy Królestwo Niebieskie. Wiadomo, że jeśli dziecko głośno krzyczy i przeszkadza, warto je wziąć na chwilę na zewnątrz, aby je uspokoić. Jednak nie można wymagać, że będzie stało cały czas na baczność. Jeśli się trochę powierci, cicho pochodzi, ciekawe tego, co dzieje się przed ołtarzem, to nie robi tym nikomu krzywdy. Może warto sobie wtedy przypomnieć słowa Jezusa, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie wejdziemy do Królestwa Bożego. Małe, podchodzące z zaciekawieniem bliżej ołtarza dziecko, chce być bliżej Pana Jezusa. Serce dziecka czuje to, co niektórzy dorośli być może dawno zatracili podczas „siedzenia w ławkach”. W jednym z komentarzy pod postem na profilu „Manymum”, Marcin Perfuński podzielił się refleksją, którą spisał niegdyś dla portalu Aleteia: „Podczas jednej z Mszy małe dziecko mocno dokazywało. Gdy ks. Maliński rozpoczął kazanie, speszeni rodzice ze wstydem skierowali się w stronę wyjścia, by opuścić kaplicę i nie przeszkadzać innym. Ksiądz przerwał homilię: „Nie wychodźcie. Zostańcie. Niech dziecko poczuje, że kościół to jego miejsce. Tu jest jego dom i tu może być sobą”. To najlepszy opis Kościoła, jaki kiedykolwiek usłyszałem". Tak, bo w kościele, z którego dorośli wyganiają dzieci, niedługo zabraknąć może i dorosłych. Warto mieć to na uwadze. źródło:
dziecko tu jest twoja parafia